- W jaki sposób wydarzenia z 11 września wpłynęły na album The Rising?
- Pierwszymi utworami, jakie napisałem na tą płytę były ''Into The Fire'' i ''You're Missing''. Powstały bardzo szybko po tych tragicznych wydarzeniach, bo poproszono nas o wzięcie udziału w specjalnym koncercie charytatywnym na rzecz rodzin ofiar. Można powiedzieć, że były one zaczątkiem rodzącego się mojej głowie pomysłu na ten album. To był moment wielkich zmian, zatrzęsła się nam ziemia pod nogami, nikt naprawdę nie wiedział czy jeszcze kiedyś będzie mógł spać spokojnie. Nie zdawaliśmy sobie przede wszystkim sprawy z ogromu tego wszystkiego. Pamiętam, jak siedząc w pokoju, zabierałem się do pisania nowego materiału i zachodziłem w głowę: jak odtąd zwracać się do mojej publiczności? Jak teraz nawiązać z nimi dialog? Czego potrzeba mnie samemu, a czego im? Wiele kompozycji, powstałych po tych wydarzeniach napisałem jako własną, bezpośrednią na nie odpowiedź. Ale uwaga, one wszystkie mogą też pozostać czymś niezależnym: w oderwaniu rzeczywistości pozostaje przecież ciągle świetna muzyka, ciekawe teksty o wewnętrznej walce człowieka. To niezwykle istotne - utwory muszą żyć też swoim własnym życiem. Ten właśnie efekt chciałem osiągnąć kiedy je pisałem.
- Czyli utwory sprzed 11 września idealnie wpasowały się w koncepcję albumu?
- Niego, co do tej pory napisałem, nie zamierzałem do czegokolwiek dopasowywać. Cała sztuka polega na tym, że dopiero kiedy trzymasz w ręku album, dorabiasz sobie teorię co do poszczególnych piosenek i ich miejsca na płycie. Tak jest na przykład z ''Waitin' On A Sunny Day'', która powstała jeszcze podczas poprzedniej trasy. Chodziło mi właśnie o te wieloznaczności, które dla każdego mogą znaczyć coś zupełnie innego. To zamierzony efekt.
- Co takiego fascynującego jest w pisaniu o wydarzeniach, które naprawdę miały miejsce?
- Kiedy porywasz się na tematy, które dla niektórych są niezmiernie dotkliwe, bolesne czy po prostu bezpośrednio ich dotyczą, musisz wszystko przemyśleć naprawdę dogłębnie. Inaczej może się to skończyć zarzutami o stronniczość, kłamstwo czy ignorancję. Podstawą są tu więc przemyślenia i refleksje nie tylko na temat przesłania utworu, ale i sposobu ujęcia tematu. Wszystko, co prawdziwe, wiąże się z emocjami. A emocji nie wolno lekceważyć.
- Czy pisałeś z punktu widzenia Amerykanina?
- Nie da się ukryć, że jestem uważany za bardzo amerykańskiego wykonawcę. Amerykańska publiczność jest mi bardzo wierna i bardzo ją szanuję. Jednak kiedy piszę, staram się myśleć w jakimś sensie globalnie. Moi fani chyba też nie chcieliby, żebym stał się artystą hermetycznym. Szczególnie przy tej płycie musiałem się nad tym poważnie zastanowić. Dlatego w końcowej fazie pracy nad nią dodałem piosenki 'Worlds Apart' i 'Paradise', jakby najmniej związane z motywem Stanów Zjednoczonych. Nie chciałem być źle odebrany w innych krajach.
- Opowiedz o utworze ''Worlds Apart''.
- Pisząc tą piosenkę miałem już gotową odpowiednią tonację i akordy, ale brakowało mi ciągle pomysłu na linię wokalu w refrenie tej piosenki. Ponieważ jak już mówiłem, był to jeden z ostatnich utworów, nad jakim pracowaliśmy, intensywnie rozpoczęliśmy poszukiwania kogoś kto mógłby go dokończyć. Szczęśliwie złożyło się, że gościł wówczas w Los Angeles Asif Ali Khan z zespołem. Któregoś dnia wszedł do studia i z miejsca zaśpiewał to, co tak bardzo chciałem w tym kawałku usłyszeć. To był powiew świeżego powietrza, którego wszyscy widocznie już potrzebowaliśmy. Dobra robota.